Ostatnio na angielskim rozmawiałam ze swoją uczennicą
o tzw „flashbulb memory”. Nie wiem, jak najlepiej przetłumaczyć to na polski,
ale w skrócie rzecz ujmując, chodzi o sytuację, w której nasz mózg – pod
wpływem bardzo silnego wstrząsu emocjonalnego wywołanego jakimś zdarzeniem –
„robi zdjęcie” danego momentu i z wielką dokładnością go zapamiętuje. Kiedy
pomyślę o takim zdarzeniu ze swojego życia, jednym z pierwszych przykładów jest
11 września 2001, kiedy wróciłam ze szkoły i przegryzając małe co nieco, od
niechcenia włączyłam telewizor. Wszystkie programy krzyczały o tym samym –
zamach na Stany Zjednoczone, tysiące ofiar, wypowiedzenie wojny największej
potędze świata. Wtedy pierwszy raz dobitnie dotarło do mnie, czym jest i co
może ze sobą nieść terroryzm. Abstrahując od teorii spiskowych, jakoby to sami
Amerykanie dokonali zamachu na WTC i Pentagon. Podręcznik do angielskiego
wspominał też zamachy terrorystyczne w londyńskim metrze, przytaczając relację
świadka tamtych wydarzeń, którego od śmierci dzieliły minuty. Dziś mamy marzec
2016 roku. Prawie piętnaście lat później temat terroryzmu w czystej postaci
jest stałą częścią wszystkich wydań serwisów informacyjnych, a położony półtora
tysiąca kilometrów ode mnie kraj – Belgia – pogrążony w żałobie. Czy informacje
o kolejnych zamachach wzbudzają w nas jeszcze taki szok i niedowierzania?
Czy nie przyzwyczailiśmy się do tego, że po prostu „się zdarzają”? Tylko w tym
roku, słyszeliśmy o zamachach w Somalii, Burkina Faso, Nigerii, Turcji.
Wczorajszy zamach w Brukseli budzi w Europie większy strach, bo miał miejsce
tuż obok. Podobnie jak ten z listopada 2015 roku w Paryżu, kiedy cały stary
kontynent łączył się w bólu z Francją, a zdjęcia na facebook’u pokryte były
kolorem niebiesko-biało-czerwonym. Czy dziś widać na portalach zdjęcia
profilowe pokryte czernią, żółcią i czerwienią..? Nie. I nie o to chodzi, że
uważam, że powinny…
Wieczorem napisała do mnie koleżanka z Wietnamu, którą
poznałam dwa lata temu w Sajgonie – pytała, czy wszystko u mnie OK., bo
myślała, że jestem Belgijką (w Azji ludzie często uważają za kraj Europę, więc
nie ma się co dziwić). Miło z jej strony. Ale nie jestem Belgijką, siedzę w białostockim
domu, zajadam MMsy i naprawdę szczerze wątpię, żeby któremukolwiek z
religijnych fanatyków chciało się dotrzeć do naszego pięknego miasta, żeby
wysadzać cokolwiek w powietrze (och, jak cudownie, że nie mamy lotniska…) A
jednocześnie czuję przerażenie, które spływa po mnie z czubka głowy aż po
koniuszki palców. Dlaczego? Przez wizje życia bez podróżowania; świata, w
którym każdy każdemu patrzy z nieufnością na ręce; społeczeństw, które zamykają
się na ludzi innego koloru skóry i odmawiają im podstawowej pomocy. Boję się
również, że któregoś dnia z ręki terrorystów zginie ktoś mi bliski i poczuję
nienawiść w jej najsilniejszej i najbardziej toksycznej formie. Bo już nie
czuję się bezpiecznie myśląc o podróżach w niektóre części świata. A mam poczucie,
że najgorsze dopiero przed nami.
Ofiarami są nie tylko ci, co giną w zamachach. Nie
tylko ich rodziny i przyjaciele (których cierpienia nawet nie jestem w stanie
sobie wyobrazić…). Ofiarami jesteśmy wszyscy, którzy mniej lub bardziej
świadomie stawiamy strach i panikę nad swoje przekonania i wartości; nad
prawdziwie chrześcijańską wiarę albo po prostu – nad pragnienie bycia
przyzwoitym człowiekiem. Jak w takim świecie wychowywać dziecko, które
jednocześnie ma być otwarte na świat i na Innego, ale i ostrożne, uważne,
czujne. Bo przecież Czujność w walce (a raczej w obronie) z terroryzmem wydaje
się być kluczowa. Komu ufać i gdzie szukać winnych narodzin fanatyzmu,
okrucieństwa, zachłanności i głupoty? Czy jest to w ogóle możliwe i co nam da?
Czy po prostu tak już jest, że ludzkość skazana jest na samozagładę i na
gotowanie sobie piekła?
Na zakończenie polecam artykuł. Częściowe odpowiedzi,
jakie można tam znaleźć mogą być dla Was mniej lub bardziej oczywiste. Przede
wszystkim są po prostu bardzo smutne.
http://mediumpubliczne.pl/2016/02/slynny-dziennikarz-john-pilger-o-isis-dopiero-gdy-dostrzezemy-nasze-zbrodnie-wojenne-bedziemy-mogli-cos-pojac/
Jest mi bardzo smutno.