wtorek, 21 czerwca 2016

Letnie przesilenie


Pamiętacie piosenkę "Przesilenie" artysty o wdzięcznym pseudonimie Funky Filon? No więc w refrenie śpiewała tam taka pani: "Ja - tak jak Ty - Tylko jedno mam życzenie: Niech zacznie się letnie przesilenie."
Jeżeli nadal jest to jej życzeniem (a może i Waszym), to właśnie się spełnia (gdyż "Dziś jest pełnia!" - kolejna astronomicznie ważna piosenka Yari u Reni Jusis). Po północy Słońce przechodzi przez punt Raka - zatem mamy najkrótszą noc w roku. Świt mam zamiar przywitać w Puszczy. Więc wszystko się może zdarzyć ("(...) gdy głowa pełna marzeń" - Anita Lipnicka) ("Gdzie się podziały tamte prywatki..?" Wojciech Gąssowski) ("Kiedy powiem sobie dość" O.N.A.)


sobota, 18 czerwca 2016

Złe wiatry, straszne burze...

Tego nie robi się lasom...







Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie widziałam takiej pohuraganowej masakry. Setki powalonych drzew, niektóre złamane jak zapałki, inne wyrwane z korzeniami. Leśne drogi zawalone i zupełnie nieprzejezdne. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że niemal nieprzechodliwe... 
Jeszcze nie byłam po wczorajszej wichurze w Puszczy Białowieskiej. Ale Puszcza Knyszyńska wygląda nieco strasznie. Wiele wsi nadal pozostaje bez prądu ani widoków na konkretny termin, kiedy ten się pojawi. Nic więc dziwnego, że w sklepach od rana panuje szał na agregaty - nam udało się dziś kupić ostatnią sztukę. 

Pozytywny aspekt dzisiejszego spaceru po lesie: pojawiły się poziomki :)






środa, 15 czerwca 2016

Podeszczowa Puszcza Białowieska

Tak dawno mnie tu nie było... To dowód na to, że nie warto czasem skupiać się na technicznych sprawach, tylko pisać, pisać, pisać...

A  tymczasem skończyła się wiosna i zaczęło lato - w całej swojej jaskrawości, obfitości i natłoku roślin. I chociaż w kalendarzu nadal parę dni wiosny, to nie miejmy wątpliwości... Ostatnie dwadzieścia parę godzin padał deszcz. I kiedy myślałam (w całym swoim dramatyzmie), że już nigdy się nie skończy, wyszło słońce i stała się jasność i ciepło.
Ta zieleń mówi zresztą sama za siebie :)

Bless the rain :)








środa, 20 kwietnia 2016

This is a man's world



Spotkać żubra wiosną...? Tak, ale będzie to męskie spotkanie!
O tej porze roku, spacerując po okolicy Puszczy Białowieskiej, spotykamy jedynie byki. Zobaczyć krowę jest niezwykle trudno, bo właśnie teraz samice rodzą młode, szukając ustronnych miejsc w lesie. Później troskliwie je wychowują, karmią i również starają się w miarę możliwości ukryć przed oczyma potencjalnych agresorów. Samce więc chodzą samotnie lub w małych grupach z kolegami, zajmując się głównie wypasaniem. I kto ma lepiej..? :)

 




sobota, 9 kwietnia 2016

Rodzinna kolacja


 Nie wiem, jak było i jest w Waszych domach, ale jedną z miliona rzeczy, za które jestem wdzięczna swoim rodzicom to tradycja wspólnych posiłków. Przed szkołą - wspólne śniadania. Potem - obiady. (kiedyś trochę mnie to irytowało, ale teraz widzę, że miało wielką moc). Kolacje - różnie bywało, bo czasem się je jadło, czasem nie. Ktoś wychodził, ktoś nie jadł po 18-tej. Takie tam. Ale naprawdę rzadko zdarzało się, że każdy siadał ze swoim talerzem gdzieś tam na uboczu i konsumował, dajmy na to, przed telewizorem. Teraz nie mieszkamy już razem, ale nadal uwielbiamy razem jadać. 
  A najlepsze ze wszystkiego są wspólne ogniska. Pieczenie kiełbasek (albo bezmięsnego chleba..), rozmowy, wspominanie, planowanie, zaciąganie się podpuszczańskim powietrzem (i dymem przy okazji), picie winka i śpiewanie (może i nie ma wśród nas wybitnych mezosopranów, ale komu by to przeszkadzało).
  Dlatego spodobała mi się ta bociania rodzina, którą spotkałam pod Teremiskami. Wspólne łapanie gryzoni, robaczków i żabek. W pewnym momencie nawet dołączyła para żurawi. Byle więcej takich biesiad :)







czwartek, 7 kwietnia 2016

POSTuluję Wiosnę

To, że przyszła wiosna, kalendarz obwieścił nam już jakiś czas temu. O dziwo, zdarzyło się już nawet parę ciepłych dni w marcu, a na Wielkanoc nie spadł śnieg ani grad. Można było założyć trochę lżejsze wdzianko, spódniczkę, rajstopki, postukać obcasikiem pantofelków w drodze na rodzinny obiadek, naprawdę bardzo było przyjemnie tak się wiosennie zaprezentować ;)


Oprócz kalendarza wiosnę zapowiadały też tokujące żurawie. Co roku zdumiewa mnie, że te ptaki przylatują do nas tak wcześnie, nawet jeśli przymrozki zdarzają się na porządku dziennym. Ja bym na ich miejscu trochę poczekała, niemniej jednak zawsze się wzruszam kiedy słyszę ich tokowanie - to oznacza, że do ciepłych dni już bardzo niedaleko. Na Podlasiu 2016 pierwsze o nich wzmianki pojawiały się już na początku marca. Ja miała okazję spotkać je dopiero jakieś dwa tygodnie temu. Podekscytowałam się niezmiernie, jako że parę lat z rzędu polowałam na nie z aparatem wstając o mroźnych wiosennych świtach i wysiadując po różnych ambonach na polach, łąkach, polanach i traciłam pomału nadzieję, że będzie mi dane zrobić kiedykolwiek takie właśnie żurawie zdjęcie. Ale jako że nadzieja umiera ostatnia i bywa też matką całkiem niegłupich (hihihi), los mi wynagrodził me starania i równo 15 marca spotkałam tę oto uroczą parkę. Nie tokowała, ale nic nie szkodzi. Nie była zbyt zachwycona moim towarzystwem, więc zaraz odleciała w kierunku bezludzia.


Ale dopiero teraz wiosnę w Puszczy widać na całego! Kwitną przylaszczki, wilczełyko, zawilce, łuskiewniki różowe i mnóstwo innych kwiatów, których nazw będę musiała szukać w encyklopedii.
Ptaki śpiewają tak cudnie i tak głośno, że wydaje ci się, że jesteś w jakimś ptasim kosmosie. No i to powietrze... Takie łagodne, pachnące, niemroźne , że aż masz ochotę je delikatnie polizać...
WAWRZYNEK WILCZEŁYKO - wygląda pięknie, słodko pachnie, ale gdyby komuś kiedyś przyszło do głowy lizać go tak, jak mi powietrze - niech tego NIE robi! Niewielka ilość owoców tego niewinnego krzewu może człowieka zabić. #czaszka #dontjudgeabookbyitscover


PRZYLASZCZKA, jeden z moich ulubionych kwiatów, bo rozkwita wcześnie i obficie. I - w odróżnieniu od wilczegołyka - może mieć zastosowanie lecznicze. Pomaga wątrobie. #pijeszDużo-przylaszczkaPomoze

ŁUSKIEWNIK RÓŻOWY - nic o nim nie wiem, musicie doczytać w Wikipedii


ZAWILEC - wiem to, że potrafi zawrócić w glowie każdej pszczółce, każdemu bączkowi. Owady go uwielbiają. Ja trochę też :)



środa, 6 kwietnia 2016

Sąsiad terroryzm



Ostatnio na angielskim rozmawiałam ze swoją uczennicą o tzw „flashbulb memory”. Nie wiem, jak najlepiej przetłumaczyć to na polski, ale w skrócie rzecz ujmując, chodzi o sytuację, w której nasz mózg – pod wpływem bardzo silnego wstrząsu emocjonalnego wywołanego jakimś zdarzeniem – „robi zdjęcie” danego momentu i z wielką dokładnością go zapamiętuje. Kiedy pomyślę o takim zdarzeniu ze swojego życia, jednym z pierwszych przykładów jest 11 września 2001, kiedy wróciłam ze szkoły i przegryzając małe co nieco, od niechcenia włączyłam telewizor. Wszystkie programy krzyczały o tym samym – zamach na Stany Zjednoczone, tysiące ofiar, wypowiedzenie wojny największej potędze świata. Wtedy pierwszy raz dobitnie dotarło do mnie, czym jest i co może ze sobą nieść terroryzm. Abstrahując od teorii spiskowych, jakoby to sami Amerykanie dokonali zamachu na WTC i Pentagon. Podręcznik do angielskiego wspominał też zamachy terrorystyczne w londyńskim metrze, przytaczając relację świadka tamtych wydarzeń, którego od śmierci dzieliły minuty. Dziś mamy marzec 2016 roku. Prawie piętnaście lat później temat terroryzmu w czystej postaci jest stałą częścią wszystkich wydań serwisów informacyjnych, a położony półtora tysiąca kilometrów ode mnie kraj – Belgia – pogrążony w żałobie. Czy informacje o kolejnych zamachach wzbudzają w nas jeszcze taki szok i  niedowierzania? Czy nie przyzwyczailiśmy się do tego, że po prostu „się zdarzają”? Tylko w tym roku, słyszeliśmy o zamachach w Somalii, Burkina Faso, Nigerii, Turcji. Wczorajszy zamach w Brukseli budzi w Europie większy strach, bo miał miejsce tuż obok. Podobnie jak ten z listopada 2015 roku w Paryżu, kiedy cały stary kontynent łączył się w bólu z Francją, a zdjęcia na facebook’u pokryte były kolorem niebiesko-biało-czerwonym. Czy dziś widać na portalach zdjęcia profilowe pokryte czernią, żółcią i czerwienią..? Nie. I nie o to chodzi, że uważam, że powinny…
Wieczorem napisała do mnie koleżanka z Wietnamu, którą poznałam dwa lata temu w Sajgonie – pytała, czy wszystko u mnie OK., bo myślała, że jestem Belgijką (w Azji ludzie często uważają za kraj Europę, więc nie ma się co dziwić). Miło z jej strony. Ale nie jestem Belgijką, siedzę w białostockim domu, zajadam MMsy i naprawdę szczerze wątpię, żeby któremukolwiek z religijnych fanatyków chciało się dotrzeć do naszego pięknego miasta, żeby wysadzać cokolwiek w powietrze (och, jak cudownie, że nie mamy lotniska…) A jednocześnie czuję przerażenie, które spływa po mnie z czubka głowy aż po koniuszki palców. Dlaczego? Przez wizje życia bez podróżowania; świata, w którym każdy każdemu patrzy z nieufnością na ręce; społeczeństw, które zamykają się na ludzi innego koloru skóry i odmawiają im podstawowej pomocy. Boję się również, że któregoś dnia z ręki terrorystów zginie ktoś mi bliski i poczuję nienawiść w jej najsilniejszej i najbardziej toksycznej formie. Bo już nie czuję się bezpiecznie myśląc o podróżach w niektóre części świata. A mam poczucie, że najgorsze dopiero przed nami.
Ofiarami są nie tylko ci, co giną w zamachach. Nie tylko ich rodziny i przyjaciele (których cierpienia nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić…). Ofiarami jesteśmy wszyscy, którzy mniej lub bardziej świadomie stawiamy strach i panikę nad swoje przekonania i wartości; nad prawdziwie chrześcijańską wiarę albo po prostu – nad pragnienie bycia przyzwoitym człowiekiem. Jak w takim świecie wychowywać dziecko, które jednocześnie ma być otwarte na świat i na Innego, ale i ostrożne, uważne, czujne. Bo przecież Czujność w walce (a raczej w obronie) z terroryzmem wydaje się być kluczowa. Komu ufać i gdzie szukać winnych narodzin fanatyzmu, okrucieństwa, zachłanności i głupoty? Czy jest to w ogóle możliwe i co nam da? Czy po prostu tak już jest, że ludzkość skazana jest na samozagładę i na gotowanie sobie piekła?

Na zakończenie polecam artykuł. Częściowe odpowiedzi, jakie można tam znaleźć mogą być dla Was mniej lub bardziej oczywiste. Przede wszystkim są po prostu bardzo smutne.

http://mediumpubliczne.pl/2016/02/slynny-dziennikarz-john-pilger-o-isis-dopiero-gdy-dostrzezemy-nasze-zbrodnie-wojenne-bedziemy-mogli-cos-pojac/
Jest mi bardzo smutno.

Alleluja na Podlasiu



Wiadomo, że Święta Wielkanocne nie są takie popularne jak Boże Narodzenie. Nie mają nawet swoich piosenek w radiu, które miałyby jakiekolwiek szanse konkurować z kolędami. Może to dlatego, że ludziom nie w smak nucić sobie o tym, jak ów Jezus malusieńki, który w grudniu rodził się w stajence, niosąc Wesołą Nowinę, teraz zostaje mordowany przez własnych ziomków na krzyżu w  wieku lat trzydziestu trzech. Bo przecież niezależnie od tego, jak głęboka, płytka bądź żadna byłaby czyjaś wiara, każdy potrafi zaśpiewać co najmniej parę wersów „Dzisiaj w Betlejem”. A do tego dochodzą jeszcze przeboje w stylu „Last Christmas”, które już w listopadzie zapowiadają świąteczny szał absolutny. Wielkanoc w zamian proponuje nam Wielki Post, rozpoczynający się dniem, w którym wszyscy mają przyznać, że są marnym prochem (od razu mi raźniej), a kończy Triduum Paschalnym – czyli godzinami klęczenia, słuchania i czuwania. Jedynym optymistycznym akcentem wydaje się być niedziela palmowa poprzedzająca Wielki Tydzień, kiedy wszyscy kupujemy kolorowe palemki lub też zbieramy bazie, po to, aby ksiądz je potem skropił święconą wodą. Komercyjność tych świąt ogranicza się zatem do wizerunku uśmiechniętych kurczaczków i zajączków, obrazków kolorowych jajek oraz niewybrednych żartów dotyczących tych ostatnich podczas składania wielkanocnych życzeń (kto z panów choć raz nie dostał smsem formułki „Życzymy mokrych jajek(…) ). Dla mnie to coś więcej i zawsze staram się celebrować te dni bardziej duchowo, chociaż przyznaję, że czasami to prawdziwa walka z własnym lenistwem i niecierpliwością. Oraz z obżarstwem…

Poza tym przez całe życie obchodziłam Wielkanoc dwa razy w roku. Najpierw katolicką, później prawosławną. Miałam więc szanse na religijne treningi. Z mamą i babcią chodziłam do kościoła, a z tatą i z dziadkami – do cerkwi. Od kiedy dziadkowie zmarli, prawosławne Święta obchodzimy trochę bardziej kameralnie, a ja ostatnimi laty – w pracy w Puszczy (żeby inni mogli świętować). W tym roku oba terminy wyjątkowo się od siebie oddaliły, bo Święta obrządku wschodniego będą dopiero na majówkę. Za rok natomiast będzie już fiesta na całego, bo wypadają razem! Podobnie jak w 2014, kiedy całe chrześcijańskie Podlasie świętowało wspólnie. I powiem Wam, że takie Święta lubię najbardziej.

 Dwa lata temu w Wielką Sobotę jechałam do Bud. Była przepiękna słoneczna pogoda, prawie dwadzieścia stopni i rozpływałam się z zachwytu nad pięknem otaczającego mnie świata! – o tak! Mam tak od czasu do czasu…Mijając wioskę Dubiny, zobaczyłam grupki ludzi, stojących na ulicy wzdłuż drogi. Przygotowywali swoje koszyki do święcenia na małych stolikach poustawianych na chodniku. Spokojna zazwyczaj wioska, wrzała – wszędzie pełno ruchu, przygotowań, nakrywań, odkrywań, przestawiania, szurania. Odświętność i ekscytacja wisiały w powietrzu. Nie mogłam się nie zatrzymać, żeby zrobić parę zdjęć. Zdecydowana większość Dubin to prawosławni, więc niebawem pojawił się i batiuszka. Podjeżdżał samochodem od grupki do grupki, święcił pokarmy, modlił się i śpiewał. Kiedy spytałam, czy mogę robić zdjęcia, jeden pan powiedział z zadowoleniem „O patrzcie, nawet telewizja do nas pryjechala…”. A ktoś inny dodał: „A pewnie, niech robi zdjęcia!” To zrobiłam.

A później było jeszcze ciekawiej, bo w Siole Budy, gdzie udawałam się docelowo, goście pensjonatu mieli okazję brać udział w ekumenicznym święceniu pokarmów. A że większość z nich przyjechała spoza Podlasia, modlitwy prawosławnych duchownych – wraz z ich śpiewami na głosy – wzbudziły powszechny zachwyt. Sama muszę przyznać, że w pełni zasłużony. Niektórzy pierwszy raz w życiu słyszeli takie basy w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Dlatego jeżeli chcielibyście Wielkanoc spędzić na Podlasiu i jednocześnie poznać lepiej wschodni obrządek – rok 2017 daje Wam ku temu okazję.
A tymczasem – WESOŁEGO ALLELUJA! Tu i teraz  :)